Anna Sroczanka urodziła się 4 kwietnia 1914 r. w Libuszy na ziemi podkarpackiej. W 1935 r. podjęła studia w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie w pracowniach profesorów: Władysława Jarodzkiego, Kazimierza Sichulskiego, Xawerego Dunikowskiego, Stefana Filipkiewicza, Józefa Mehoffera i Konrada Srzednickiego. Wybuch II wojny światowej przerwał naukę, którą kontynuowała od 1945 r., jednocześnie pracując w szkole podstawowej. Studia ukończyła w 1946 r. w pracowni prof. Wojciecha Weissa. Dyplom artysty malarza uzyskała w 1955 r (po złożeniu specjalnego egzaminu). W 1948 r. przyjęto ją do krakowskiego oddziału Związku Polskich Artystów Plastyków. W 1956 r. przeprowadziła się do Bydgoszczy, gdzie zmarła 20 grudnia 1991 r.
(W Bydgoszczy) „… poświęciłam się wyłącznie pracy twórczej, rezygnując z pracy zawodowej. W owych czasach utrzymanie się z pracy twórczej było możliwe tylko przy wielu wyrzeczeniach i życiu w warunkach skrajnej oszczędności, toteż podjęłam się prowadzenia przez kilka lat Małego Salonu Sztuki. W 1974 roku wyróżniono mnie odznaką Zasłużony Działacz Kultury.
Uprawiam malarstwo i grafikę, gdyż obie te dyscypliny dają mi dopiero możliwość lepszego wypowiedzenia się. Interesuje mnie człowiek i jego problemy ujmowane w kompozycje i cykle. Lubię także pejzaże, bo one są dla mnie kontynuacją obcowania z przyrodą.” (Od autorki do katalogu wystawy, BWA Bydgoszcz, 1988)
Anna Sroczanka była autorką ok. 30. wystaw indywidualnych, uczestniczyła w licznych wystawach środowiskowych, ogólnopolskich i międzynarodowych. Jej prace znajdują się w zbiorach muzealnych w Bieczu, Bydgoszczy, Grudziądzu, Krośnie, Rzeszowie, Toruniu, Koszalinie, na Majdanku oraz w kolekcjach prywatnych.
W pierwszą rocznicę śmierci artystki BWA w Bydgoszczy zorganizowało wystawę retrospektywną, a 2014 r. Muzeum Ziemi Bieckiej w Bieczu przygotowało wystawę z okazji stulecia jej urodzin. W muzeum tym znajduje się stała ekspozycja prac Anny Sroczanki.
W tym roku, w grudniu minie dwadzieścia pięć lat od śmierci artystki, związanej z Bydgoszczą przez pięćdziesiąt lat, a której twórczość jest już częścią historii sztuki. Wystawa w Galerii Kantorek przedstawi fragment bogatego dorobku artystycznego Sroczanki: niewielkie w formacie ale świetne linoryty i interesujące, abstrakcyjne w formie tempery (wybór z zestawu dziewięćdziesięciu pięciu prac).
Wystawę przygotowano w oparciu o pieczołowicie przechowywane zbiory przez Annę Piotrowską; siostrzenicę artystki.
Elżbieta Kantorek
Ze wspomnień o mojej siostrze
Najwcześniejsze moje wspomnienia sięgają czasów uczęszczania mojej siostry do ówczesnej szkoły powszechnej. Malowała po kryjomu portrety wszystkim swoim nauczycielom. Tak potrafiła uchwycić podobieństwo, że rzut oka wystarczył, by rozpoznać osoby tam przedstawione.
Ciasne było mieszkanie w parterowym, wiejskim domku. Życie skupiało się przeważnie w stosunkowo obszernej kuchni, wokół stołu, na którym wieczorem ustawiano lampę naftową. Wystarczyło, by ktoś z rodziny usiadł na chwilę, a już został utrwalony przez siostrę na kartce.
Uciekałyśmy przed tą „łapanką”, gdy tylko zorientowałyśmy się, że nas rysuje, stąd często tworzyła portrety pamięciowe, a następnie ukrywała je pod poduszką; a było ich wiele. Czasem wykradałyśmy rysunki pokazując je osobom zainteresowanym, a wzbudzało to już wówczas duże uznanie tych osób.
Zauważyłam, że w wolnych chwilach często wychodzi schodami na strych. Podpatrzyłam z ciekawości i stwierdziłam, że wyszukuje i układa figurki drewniane rzeźbione przez nieżyjącego już dziadka. Dla niej przedstawiały widocznie dużą wartość, a dla nas były to „świątki” niszczone przez korniki.
Była najstarszą z czworga rodzeństwa, nie bawiła się z nami, ale zawsze była dla nas ciepła, serdeczna, troskliwa, gotowa do opieki i pomocy. Wyrozumiała i zrównoważona, często zamyślona, wrażliwa, małomówna i nadzwyczaj pracowita.
Zawsze z upodobaniem malowała pejzaże, kwiaty i portrety. Cechowała ją refleksyjna postawa psychiczna, z prac przebijało zawsze ciepło, delikatność, subtelność. Szczególnie bliskie jej temperamentowi były pejzaże. Oglądając je zawsze miałam wrażenie, że przebywam wśród pól i lasów wiejskich, krajobrazów z dzieciństwa „ pełnych uczucia, szczerości, ciszy, zadumy i wciąż żywych, przemawiających całą mocą. W kontaktach z przyrodą szukała swoistego wyrazu, zawsze była sobą, szukała własnej drogi twórczej, malowała stale i dużo. Daleka od chęci sławy, błyszczenia, nie wykazywała cech rozlewności towarzyskiej, nigdy nie narzucająca się, choć w stosunkach z ludźmi zawsze serdeczna i bezpośrednia.
W czasie okupacji brała udział w tajnym nauczaniu dzieci i młodzieży, pochodzących z okolicznych wsi, z czego nigdy nie wyciągała materialnych korzyści, nigdy też później nie afiszowała się tą pracą, uważając, że pomoc dla drugich nie jest na pokaz.
W szkole średniej należała do Sodalicji Mariańskiej i do Strzelców, za co miała duże nieprzyjemności w czasie okupacji i w okresie stalinowskim.
Szczególnie umiłowała Kraków i jego zabytki. Zapewne po studiach pozostałaby w Krakowie, gdyby nie warunki mieszkaniowe i rodzina, które zaprowadziły ją do Bydgoszczy. Przystosowała się do nowych warunków, polubiła Bydgoszcz i okolice, ich przyrodę, ciszę, krajobrazy.
Zawsze cicha, opanowana i skupiona chciała dużo malować, lecz ciężkie warunki materialne w czasie studiów w Krakowie, tak nadwyrężyły jej zdrowie, że już nigdy do pełni sił nie wróciła. Wspominała czasem te trudne akademickie lata, w coraz to innym mieszkaniu, lata, gdy raz w tygodniu mogła pozwolić sobie na skromny obiad i znakomity deser w postaci osłodzonej herbaty. Rodzice nie mogli jej dużo pomóc, to co otrzymywała z domu wystarczało jedynie na bardzo drogie mieszkanie (nie było wówczas akademików) i najpotrzebniejsze materiały do nauki. Tylko silna wola i upór w dążeniu do celu nie załamały mojej siostry. Trudno dziś opisywać tę ciężką drogę, jaką przechodziła młodzież mająca swój niezmienny pogląd na życie, na uczciwość, młodzież, która potrafiła zachować swój honor „ choć nie zawsze było to modne, a nawet dobrze widziane. Sama wybierała drogę prawdy i uczciwości. Znacznie utrudniając sobie przez to życie, ale taka była zawsze.
Oto krótki obraz mojej na wskroś uczciwej, zawsze pogodnej, bardzo oszczędnej, zawsze cichej, oddanej do ostatnich chwil życia pracy twórczej, siostry. „Ty masz dzieci” mówiła, a wskazując na swoje prace „to są moje dzieci”. Im też poświęciła całe swoje życie, dla nich żyła, dla nich zapomniała o swoich potrzebach żyjąc bardzo skromnie, każdą chwilę poświęcając sztuce, która była radością jej życia. Stawiała sobie zawsze wysokie wymagania. To było jej wewnętrzną potrzebą i pragnieniem. Nie założyła rodziny, wybrała samotność, aby móc wypełnić ją pracą, wysiłkiem, miłością i modlitwą. Trzeba umieć wewnętrznie zgodzić się na samotność. Samotność, na którą się nie godzimy, nie da się niczym wypełnić.
Ona umiała się zgodzić…
Helena Wolska doktor nauk przyrodniczych
Anna Sroczanka (1914-1991).
Linoryty i tempery (ze zbiorów Rodziny Artystki)
otwarcie wystawy: 18.05.2016, godz. 18.00 (Galeria Kantorek)
wystawa czynna do 24.06.2016