Jesteśmy ludźmi liter, ludźmi kodu, dziećmi – jednocześnie – Gutenberga i Turinga. Nawet ta cywilizacja, którą tak często i tak nierozważnie nazywa się obrazkową, ma u swoich podstaw (w swoich głębokich, najgłębszych warstwach) ciągi znaczków zaklętych w zero-jedynkowy kod. Pomiędzy tym zerem a jedynką rozciąga się nasze życie. Tak jak od wieków rozciągało się ono pomiędzy jedną a drugą literą, w tej ledwo widocznej, ale nieskończonej przestrzeni. Tam właśnie – w tej pozornie niewielkiej spacji – nadal się ono rozgrywa.
[0]
W czasie, kiedy najwięcej i najdramatyczniej mówi się o śmierci pisma, a nawet: śmierci kultury pisma, ono najbardziej spektakularnie w całej swojej historii się pleni, przeżywa swój ilościowy szczyt, pojawia się najbardziej natarczywie w swoich dziejach (od pasków informacyjnych telewizji po przestrzeń publiczną upstrzoną szyldami i reklamami). Litery nas osaczyły, opętały – nigdy w dziejach człowiek nie pisał tak dużo, a teraz stał się wręcz obłędną „maszyną do pisania”. I pewnie nigdy w historii nie czytał tak wiele – nawet jeżeli teraz robi to mimowolnie i automatycznie (co czasem może znaczyć: bezmyślnie, bezrefleksyjnie).
My, ludzie późnej – może już ostatniej? albo: dobiegającej końca – epoki druku, stworzyliśmy sobie świat (z) liter. Świat, który z kolei nas nieprzerwanie tworzy i zmienia, tyle że zagapieni w ekrany swoich smartfonów, na których te teksty pączkują, możemy tego nie zauważyć – bo litery stały się niewidzialne, tak jak niewidzialne stały się technologie ich zapisu i lektury. Sprawił to zarówno nadmiar pisma, jak i zanik jego materialności.
Tak to już jest: cywilizacja, którą stworzyliśmy, teraz tworzy nas. Uczynienie pisma na powrót materialnym i widzialnym raczej już niczego nie zmieni – rzecz zaszła za daleko. Ale przynajmniej pozwoli nam lepiej zrozumieć samych siebie. A może nawet: świat, który nas czeka? los, który sobie sami zgotowaliśmy?
[1]
Najbardziej może oczywistym znakiem materialności pisma pozostaje urządzenie, które zdominowało wiek XX: maszyna do pisania. Zrodzona jeszcze w XIX stuleciu, w szczycie rozwoju cywilizacji przemysłowej, maszyna na ponad sto lat zdefiniowała zarówno pracę biurową, jak i masową wyobraźnię – stała się symbolem pisma, jego znakiem, ikoną swoich czasów. O literaturze nie wspominając. Maszyna usadowiła się bowiem pomiędzy mechaniczną pracą a twórczością, między technologią a kulturą, stanowiąc swoisty łącznik, medium, przekaźnik.
Likwidując niepowtarzalny charakter rękopisu oraz standaryzując wygląd pisma, maszyna zajęła centralne miejsce w cywilizacji przemysłowej, określiła i podkreśliła jej charakter. Będąc czymś pomiędzy urządzeniem (czyli czymś, co stanowi narzędzie w rękach człowieka) a maszyną (czyli czymś, co pracuje niejako samo, przekształcając ludzką myśl i reprodukując koncepcję przedmiotu, który stanowić ma efekt jej pracy), maszyna do pisania ukazała przyszłość. Komputer – szczególnie laptop albo tablet – ze swoim wyglądem, który naśladuje maszynę do pisania jest jej dzieckiem.
Renesans zainteresowania maszynami do pisania, który teraz obserwujemy, jest naturalną reakcją na epokę cyfrową oraz na łatwość produkcji (i reprodukcji) tekstów. Nasze ciała buntują się wobec niestabilności i niewidzialności cyfrowego świata. Chcą zostawić materialny ślad. Pragną przetrwać, ale także odnaleźć się w przestrzeni pisma, znaleźć bezpieczne miejsce pomiędzy myślą a jej fizycznym, widzialnym spełnieniem. Owo „pomiędzy”, które – jak widać – jest refrenem opisu maszynowej cywilizacji, jest kluczowe do jej zrozumienia: to, co pomiędzy, dzisiaj nazywamy interfejsem. Pośrednikiem między człowiekiem i technologią.
[2]
Także książka pozostaje znakiem materialności pisma. Żyjemy – jak to się zwykło określać – w „późnej epoce druku” i jesteśmy świadkami wielkiej, przełomowej remediacji (to określenie Jaya Davida Boltera). Remediacja to moment zmiany paradygmatu istnienia pisma jako odwzorowania ludzkiej myśli; wydarzyło się w historii kilka takich procesów, a każdy był kluczowy dla rozwoju naszej cywilizacji: przejście od oralności do pisma, od kamienia i drewna jako przestrzeni zapisu do papirusowego zwoju, od zwoju do rękopiśmiennej książki kodeksowej, od rękopisu do druku. Ostatnią jak na razie remediacją jest przemodelowanie przestrzeni pisma, które obserwujemy: od książki drukowanej ku jej elektronicznej wersji.
Ta ostatnia remediacja zaciera wrażenie materialności pisma. Twardą fizyczność słów zastępuje elektroniczna płynnością, co fundamentalnie zmienia nasze myślenie o świecie i nas samych. Godzi w nasze poczucie stabilności sensu. Likwiduje to, co nazywać można kanonem, wersją kanoniczną, ustalonym pierwowzorem.
Reakcją na to jest rozwój literatury, którą zwykło się określać jako ergodyczną (to termin Espena Aarsetha), czyli taką, która w akcie lektury wymaga pracy wykraczającej poza zwykły proces przewracania kolejnych kartek i ruch gałek ocznych wodzących za kolejnymi słowami. Książki będące nośnikiem takiej literatury nazywa się eksperymentalnymi bądź artystycznymi, czasem także – obiektami.
Przyjmują one najróżniejsze kształty. Są wśród nich książki-pudełka zawierające różne formy druku: zestawy zszywek, zeszyty, zdjęcia, artefakty. Są wśród nich książki-mapy, które odwzorowują w papierze fizyczną przestrzeń. Są także książki-kłącza, swoiste labirynty, które odsyłają czytelnika do przestrzeni mieszczących się poza książką (niektóre – jak choćby książki wykorzystujące kody QR – stanowią łącznik z przestrzenią wirtualną). Są wreszcie książki wykorzystujące dawne modele prezentacji druku, cofając się do wcześniejszych etapów rozwoju przestrzeni pisma sprzed wcześniejszych remediacji: zwoje, kamienie, rękopisy.
Każda z takich książek wymusza na czytelnikach podjęcie wysiłku lektury, mówiąc wprost: fizycznej pracy, która towarzyszyć musi pracy intelektualnej. Każda z tych książek sprawia, że całe nasze ciało jest zaangażowane w proces lektury. I każda udowadnia, że istnieją takie sposoby pisania, które nie dają się przenieść do wymiarów wirtualnych, że istnieją treści i znaczenia możliwe tylko w fizycznej formie.
[3]
Przywracanie widzialności pismu może być zajęciem straceńczym w obliczu gwałtownego rozwoju cywilizacji cyfrowej. Nie musi być jednak pozbawione sensu. Bo przywraca człowiekowi ludzki wymiar cywilizacji, pokazuje jej materialne źródła, nie pozwala oddzielić odczucia własnej cielesności od ludzkiej myśli i jej wytworów. A do tego jeszcze przenosi nas z przestrzeni nietrwałości, efemeryczności i doraźności w obszar długiego trwania. Osadza nas w świecie. Przywraca poczucie realności. Maszyna do pisania, sztuka książki, a także sztuka oparta na medium książki – ratują nasze wątłe i zagrożone zanikiem zmysły. Choćby dlatego warto czasem doświadczyć ich trwałości i piękna.
Michał Tabaczyński
Podziękowania za użyczenie prac na wystawę dla:
Muzeum Książki Artystycznej
Muzeum Narodowego w Krakowie
Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy
Narodowego Muzeum Techniki w Warszawie
kurator: Michał Tabaczyński
aranżacja: Bożena Januszewska, Marta Wiśniewska
koordynacja: Tomasz Zieliński
Początek 22.01.2019, godz. 18.00
ul. Gdańska 20
Koniec 17.02.2019
Wystawie towarzyszy bezpłatny folderek z tekstem kuratorskim.