Przeglądam na monitorze komputera fotografie wykonane przez Wojtka Woźniaka, rozpoznaję miejsca z jego i mojego rodzinnego miasta, ale mam pewien niedosyt. Wiem, że zdjęcia są niewielkie, ale teraz takiego poczucia nie mam. Tylko rzeczywisty kontakt z fotografią Wojtka daje pełną satysfakcję w oglądaniu i kontemplowaniu zatrzymanej na zdjęciach rzeczywistości. Mają one swoją „fakturę”, czerń jest głęboka, niemalże aksamitna, skontrastowana z jasnymi, pełnymi światła przestrzeniami i powierzchniami. Materia odbitki fotografii otworkowej ma swoją nośność w przekazie widoku czy zastanej sytuacji. Perspektywa uzyskana w tej technice daje poczucie innej przestrzeni, niż tej postrzeganej gołym okiem. Wchodzę w inny wymiar znanych mi miejsc, na pozór zwyczajnych, ale teraz owianych dozą tajemnicy. To odczucie wzmaga pustka przestrzeni, ulicy, wnętrza – bez sztafażu, pozbawiona życia – czas zatrzymany na fotografii. To czas symboliczny, bo Wojtek zatrzymuje go w wybranej przez siebie chwili, a jednocześnie odwołuje się do pamięci o miejscach mu bliskich z przeszłości, wówczas tętniących życiem, a teraz opuszczonych, niszczejących. Wybrał Torbyd – lodowisko położone niedaleko jego szkoły podstawowej, gdzie nauczył się jeździć na łyżwach, gdzie oglądał mecze hokejowe; basen przy ulicy Nakielskiej kiedyś w letnie miesiące pełen gwaru dzieci; dwa budynki przy Gdańskiej 3 i 4 – w jednym mieszkała jego babcia. Z okien spoglądał na muzeum, wówczas nie wiedział, że będzie to jego miejsce pracy, miejsce dla niego istotne, znaczące. A pod mieszkaniem babci, na parterze mała galeria sztuki – wiele lat później wystawił w niej swoje fotogramy. Od ponad dwudziestu lat prowadzę tę galerię, często przechodzę przez klatkę schodową w tym budynku, brzydką, odrapaną, a jakże inną u Wojtka, schowaną w cieniu wspomnień. I jeszcze dworzec kolejowy – Bydgoszcz Główna, zawsze od lat smutny w swej strukturze, ukształtowaniu, znaczący wyjazdy i powroty Wojtka i wszystkich, którzy mieszkają w Bydgoszczy.
Elżbieta Kantorek
Zwyczajnie piękne fotografie
Aby w pełni zrozumieć cykl prac Wojtka Woźniaka, trzeba najpierw poszukać odpowiedzi na pytanie dlaczego w tytule wystawy posłużył się niemodnym, trącącym ckliwością słowem „Sentymenty”. Ano, chyba dlatego, że poza czułostkową nostalgią sentyment przynosi nam w darze także pochwałę prymatu uczuć nad rozumem i powrót do pierwotnej prostoty życia. Wybór aparatu otworkowego, czyli najprymitywniejszej metody obrazowania nie posiłkującej się w ogóle obiektywem zdaje się to dobitnie potwierdzać. Fenomen camera obscura czyli obraz utworzony przez zwykłą dziurkę istnieje wszakże od początku świata, a ściślej światła i ciemności. Wszakże każda dziurka, szczelina, pękniecie, szparka, prześwit może wytworzyć w sprzyjających okolicznościach obraz. Można by nawet założyć, że to nie ludzkość spogląda na świat lecz świat nas podpatruje milcząco i nieustannie poprzez miliardy niezauważalnych, wszechobecnych dziurek. W „Sentymentach” Wojtka Woźniaka wyraźnie dominuje nuta autobiograficzna. Są one wyrazistą próbą zmierzenia się z upływem czasu tak na poziomie osobistym jak i cywilizacyjnym. Obrazy otworkowe charakteryzuje naturalna miękkość i łagodność konturów, są oniryczne i bajkowe. Tymczasem Wojtek kieruje swoją dziurkę ku wspomnieniom z miejsc swej młodości, które jego pamięć przechowała w postaci zapewne dość idyllicznej jak np: kąpielisko czy sztuczne lodowisko. Okazuje się, że fotografie tych miejsc są obrazami cywilizacyjnej zapaści: ruiny i chaosu; tak jakby Wojtek postanowił pozbyć się sielskich złudzeń nawarstwionych we wspomnieniach. I nawet kiedy fotografuje dworzec odnoszę wrażenie, jakby żaden pociąg nie miał już tu nigdy przyjechać, lub też jakby nie było możliwości by wyjechać stąd gdzie indziej. Autor, pokazując nam świat opuszczony przez człowieka świat, w którym było kiedyś miejsce na przyjemność, radość i odpoczynek stawia ważne pytanie o powód tak radykalnej i szybkiej zmiany w otaczającej nas przestrzeni. Bydgoskie lodowisko „Torbyd” nie jest wszakże wyjątkiem, podobny los spotkał np: poznańską „Bogdankę” czy wrocławski „Torpiast”. Trwałość mozolnie konstruowanej przez ludzkość dookolności okazuje się być iluzją. Postęp i progres mielą materię z coraz większą szybkością, zaciekłością i odczuwalnymi przez wszystkich tego procesu skutkami. W szerszym kontekście Woźniaka interesuje najwyraźniej przestrzeń miejska i jej ewolucja, skoro nie waha sie skierować swej kamery na Muzeum na przykład; czyli skarbnicę sztuki, historii i zbiorowej pamięci. Ten gest w konsekwencji jest poważnym pytaniem o sens uprawiania i gromadzenia sztuki w dzisiejszych czasach. Wojtek nieśpiesznie przesącza czas i przestrzeń przez dziurkę swej drewnianej skrzynki, pozwalając by świat przedstawił się sam w swej elementarnej formie. Czarno białe negatywy wielkoformatowe odbija później w bezpośrednim kontakcie z papierem fotograficznym bez udziału powiększalnika i bez żadnych manipulacji. W dzisiejszych czasach trzeba odwagi by stworzyć zwyczajnie piękne fotografie…
Bogdan Konopka, Paris 14.03.2013
2013.04.05 – 2013.04.28